Ale was zaskoczyłam...sajgonki?Miało być zdrowo a ten pieczony olej to tak nie za bardzo chyba. Stwierdziliśmy że raz można...raz na jakiś czas. Po tej chudej kuchni dukanowskiej takie danie nie mogło obyć się bez zaparzonej natychmiast herbatki miętowej... takie profilaktyczne zabiegi w razie boleści wszelakich. Było warto zwijać te ruloniki bo wyszły super... i wiem co w środku w odróżnieniu do tych tzw.knajpkowych. Co do przepisu to odsyłam do stronki " Między kuchnią a salonem ".Korzystałam a raczej oparłam się na ich wskazówkach. Reszta to już " wolna amerykanka" czyli imbir, chińskie pasty smakowe których używam nagminnie/ pokazywałam je w którymś z wpisów/, słodki sos chilli, ciemny sos sojowy, makaron chiński itd. Najbardziej obawiałam się zawijania papieru ryżowego, ale przy 3 placuszku namaczanym gąbką kuchenną doszłam już do takiej wprawy że Pan kuchni nie nadążał smażyć...
Moje zawijasy przed smażeniem
Smacznego Beata
Uwieeeeelbiam sajgonki :P
OdpowiedzUsuń